czwartek, 16 stycznia 2014

Z mojego życia.


Zastanawiam się czy jest w ogóle jakiś sens w tym moim pisaniu.
Nastały jakieś takie dziwne i bardzo niefajne dni w naszym domu. Zastanawiam się dlaczego trwa to tak długo.

Nasz dom, to znaczy dom mój, mojej córki, zięcia i wnuczki jest takim raczej spokojnym domem. Nie ma u nas pijaństwa, awantur. Czasami dochodzi do jakichś spięć i to zazwyczaj między mną i córką bo na przykład z zięciem nigdy nie kłóciliśmy się. Nawet te nieporozumienia moje i córki są ( obie doszłyśmy do tego samego wniosku ) właściwie o nic.
Wydaje mi się że nałożyło się u nas zbyt wiele na raz, spraw trudnych - choroby, brak pracy a przez to brak pieniędzy.
Mówi się że pieniądze szczęścia nie dają. Ja twierdzę że wręcz przeciwnie. Dają. Może nie jest to tak że sam fakt posiadania pieniędzy czyni nas szczęśliwymi. Chodzi o to że mając środki na opłaty i na wszystko co potrzebne do codziennego życia czyni nas spokojnymi a przez to szczęśliwymi. Ta wieczna szamotanina doprowadza do tego że dwie osoby matka i córka tak bardzo się kochające i naprawdę rozumiejące się doskonale nie wytrzymują i dochodzi do sytuacji jakie nigdy nie powinny mieć miejsca.
W moim codziennym życiu bardzo przeszkadza mi moja choroba i nie chodzi mi tu tylko o cierpienie. Przez całe życie zawsze coś robiłam, zawsze do czegoś dążyłam i starałam się realizować. Bywałam wykończona ale szczęśliwa. Aż chciało się żyć.
Teraz zwykły spacer jest dla mnie problemem. Z osoby tryskającej energią stałam się taką ciapą. Nie chcę być taka. Chcę działać, chcę do czegoś dochodzić, chcę żyć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz