niedziela, 26 stycznia 2014

Mój poranek.


Obudziłam się i "to" też się obudziło.
Poruszam delikatnie ręką i "to" zaczyna działać.
Najpierw drętwieją palce dłoni. Powoli siadam i "to" rusza do ataku.
Drętwienie i ból obejmuje już całą dłoń. Siedzę, "to" obejmuje coraz większą powierzchnię, dochodzi do łokcia.

Wiem że muszę jak najprędzej zażyć na to leki. Idę do kuchni, biorę coś do jedzenia, cokolwiek, chodzi o to żeby nie brać leku na pusty żołądek a jednocześnie zrobić to jak najprędzej żeby lek zaczął działać. Muszę i tak wytrzymać około godziny na działanie leku bo "to" cały czas działa i zajmuje coraz większy obszar. Dosięgnął już barku, szyi, wiem że niedługo zajmie całe ciało.
Nie nadaję się do niczego, mogę tylko czekać.
Teraz budzi się rak. Biorę OXYKONTIN on też zmniejszy - nie zlikwiduje, o nie - bóle, ale na to wszystko muszę poczekać, muszę wytrzymać.
Czasami gdy nie wezmę tego wszystkiego od razu po przebudzeniu daję "temu" pole do działania i dokąd wzięte w końcu leki nie zaczną działać, jęczę z bólu.
Gdy jest już to możliwe szykuję jakieś śniadanie i leki na cały dzień. Układam z nich takie kupki - rano, południe i wieczór. Śniadanie jem na raty przekąszając co jakiś czas jakąś tabletką bo mam ich "trochę".
Fajnie jest gdy to wszystko już działa  i mogę zacząć coś robić. Nie jest to nic wielkiego, ale mam takie swoje rytuały i jest mi przyjemnie gdy to zrobię.
Gotuję też obiady. Trwa to u mnie dłużej niż kiedyś ale chcę to robić bo daje mi to satysfakcję.
Po prostu czuję że żyję.
Jeszcze żyję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz