piątek, 31 stycznia 2014

Mój rak.


Właściwie lubię reklamy.
Producenci prześcigają się w uatrakcyjnianiu ich. Są fajne, śmieszne, czasami zaczynając się sprawiają wrażenia że zaczyna się jakiś film. Są też reklamy pouczające, przypominające nam abyśmy dbali o nasze zdrowie.
Szczególną uwagę zwracam na reklamy o raku.

środa, 29 stycznia 2014

Codzienność.


Tak bardzo chciałam mieć bloga.
Ja w komputerze znam raczej tylko podstawy, nauczyły mnie tego wnuczka i córka.
Bloga na pewno nie założyłbym sama.
No i co z tego że teraz wreszcie go mam.

niedziela, 26 stycznia 2014

Mój poranek.


Obudziłam się i "to" też się obudziło.
Poruszam delikatnie ręką i "to" zaczyna działać.
Najpierw drętwieją palce dłoni. Powoli siadam i "to" rusza do ataku.
Drętwienie i ból obejmuje już całą dłoń. Siedzę, "to" obejmuje coraz większą powierzchnię, dochodzi do łokcia.

sobota, 25 stycznia 2014

Wspomnienia.


Pamiętam nasz ślub.
Kościół stał na wzgórzu i żeby do niego wejść trzeba było pokonać sporo schodów. Na którymś z nich przydeptałam sobie sukienkę ślubną. Zrobiłam to tak solidnie że aż wyrwałam kawałek materiału.
Jest taki przesąd że jak przydepcze się sukienkę to przydeptuje się czy też niszczy swoje szczęście małżeńskie. U mnie sprawdziło się to dość szybko. Dokładnie pamiętam sam moment zaślubin. Byłam bardzo przejęta, słowa przysięgi małżeńskiej wypowiadałam z takim uczuciem z taką wiarą. Ja w to co mówiłam naprawdę wierzyłam.
Bardzo szybko przekonałam się że było to tylko moje pobożne życzenie.

piątek, 24 stycznia 2014

Rak.


Leczyć się?
Jakie leczyć się.
Mój lekarz chemioterapeuta zaplanował sobie chyba raczej wykończyć mnie a już na pewno nie wyleczyć.
Fakt że mój rak został za póżno wykryty i może nie nadaje się już do wyleczenia ale może można chociaż zatrzymać rozwój choroby.
Pisałam już jaki horror przeżywałam po każdej chemii. Było nawet tak że myślałam że to już koniec że zaraz umrę. O każdym takim fakcie informowałam  swojego lekarza. Niestety mój pan doktor lekceważył to sobie, zachowywał się wręcz tak jakby był prokuratorem który chce złapać przestępcę na kłamstwie, oszustwie.

czwartek, 23 stycznia 2014

Rak.


Oj raku, raku.
Dlaczego tak mnie męczysz.
Nie znajduję wytłumaczenia tego co dzisiaj ze mną się działo.
Jedyne co przychodzi mi do głowy to osłabiony organizm.

Rak.


Od jakiegoś czasu dużo mówi się w mediach o raku.
Podobno zbyt mało pieniędzy rząd przeznaczył na leczenie tej choroby.
Jeśli tak jest to żądania zwiększenia funduszy są słuszne, bo to jest naprawdę straszna choroba.
Piszę to z punktu widzenia osoby dotkniętej tą chorobą.

środa, 22 stycznia 2014

Wspomnienia.


Pierwsze oznaki chorobliwej zazdrości Karola zauważyłam mieszkając z nim w tym właśnie małym pokoiku które firma wynajmowała swoim pracownikom.
Obok mieli też pokoje inni pracownicy firmy.
Tak się złożyło że byli to głównie mężczyżni, pracowały tylko dwie kobiety.

wtorek, 21 stycznia 2014

Dzień babci i dziadka.


Dziś jest Święto Wszystkich Babć.
A żeby Dziadkom nie było żal jutro też mają swoje Święto

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Cierpienie.


Biedactwo, dzidzia mała.
Otulić ją, przykryć bo zimno jej nie służy.
To głupie, śmieszne ale tak cholera jest. Jęczę z bólu z zimna ze zdrętwienia. "Normalne" zdrętwienie które mam zawsze nakłada się ze zdrętwieniem z powodu zimna i to jest podwójne zdrętwienie. To jest straszne.

Książki.


To u nas chyba rodzinne.
 Od kiedy pamiętam lubiłam czytać książki.  Miłość do książek przekazałam chyba w genach moim dzieciom. Można by tu powiedzieć że zarówno córka jak i syn w swoich dziecięcych jak i wczesnej młodości latach nie mieli zbyt wiele rozrywek więc czytali z nudów. Tylko dlaczego w takim razie moja wnuczka Wiktoria też kocha czytać?

niedziela, 19 stycznia 2014

Wspomnienia.


Miałam wtedy 19 lat.
Nasz dom to było jedno pomieszczenia o powierzchni 13m kwadratowych. Mieszkało w nim 6 osób.
Nie pamiętam czy każdy z nas miał swoje miejsce choćby swoje krzesło, takie o którym mógł powiedzieć - to jest mój kącik. Chyba nie.
Poznałam Karola. Wiedziałam że pije ale były dwie sprawy które zadecydowały że za niego wyszłam.

Z mojego życia.


Minęła północ. Zaczęła się niedziela.
Oby nie była taka jak miniona sobota.
Zdaję sobie sprawę z tego że moje bóle od raka są słabsze - są słabsze bo biorę bardzo silne leki przeciwbólowe i one przynajmniej działają. To co czuję, co się ze mną dzieje z powodu uszkodzonych nerwów obwodowych nie potrafię nawet opisać.

piątek, 17 stycznia 2014

Karol.



Jesteś wstrętny, paskudny.
Jednak postanowiłeś przypomnieć mi naszą wspólną przeszłość.
A miałam o tym nie pisać. Wybaczyłam Ci wszystko. Uznałam że to co było kiedyś jest już nieważne. Nie przeżyjemy przecież drugi raz naszej młodości.
 Gdy po latach wróciłeś chory i po prostu dobry, pomyślałam że może teraz będziemy żyć w zgodzie, przyjażni i będziemy sobie podporą w trudnych chwilach.
Sądziłam że to Twoje bezsensowne milczenie kiedyś minie i znów będzie w miarę normalnie.
Myliłam się.

Damian.


Tak bardzo chciałabym doczekać chwili gdy Damian poukłada wreszcie swoje życie.
Zamykam oczy i widzę - Damian wraca z pracy do domu. Tam czeka na niego żona i dziecko. Razem jedzą obiad. Dom jest miły, czysty i zadbany. Wszyscy bardzo się kochają.
Tak właśnie powinno wyglądać Twoje życie Damianku.

czwartek, 16 stycznia 2014

Karol.

Karol nadal milczy.
On miał już wcześniej takie napady obrażania się nie wiadomo o co ale zawsze mijało mu po krótszym lub dłuższym okresie.
Teraz zaciął się chyba na dłużej niż zwykle. Oczywiście też nie wiem o co .
Próbuję go rozszyfrować, domyślić się co jest grane ale słowo że nie wiem.
Tak się złożyło że we wtorek musieliśmy się oboje stawić w jednym z urzędów o tej samej godzinie. Znając go sądziłam że będzie chciał skorzystać z nadarzającej się okazji i odezwie się a ja nie będę dochodziła powodów milczenia. Myślałam po prostu że wreszcie będzie normalnie.
Niestety wyszliśmy z urzędu powiedział do widzenia i poszedł i dalej milczy.
Mam to w nosie, Niech sobie milczy. Nie muszę przynajmniej wymyślać tematów do rozmów przez telefon bo on zazwyczaj dzwonił i czekał żebym umilała mu czas.
Baj, baj Karol.

Z mojego życia.


Zastanawiam się czy jest w ogóle jakiś sens w tym moim pisaniu.
Nastały jakieś takie dziwne i bardzo niefajne dni w naszym domu. Zastanawiam się dlaczego trwa to tak długo.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Wspomnienia.



"Jeśli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze".
Znam. Jasne że znam to powiedzenie ale nigdy nie sądziłam żebym kiedyś miała z tym coś wspólnego.
Mieszkanie. Moi rodzice mieli spółdzielcze własnościowe mieszkanie m-4. Nigdy nie myślałam o nim jak o czymś wartościowym, dla mnie był to dom moich rodziców. Po śmierci taty Janka zaangażowała się w sądowym przeprowadzeniu spadku po ojcu. Pamiętam że przyszło jakieś pismo z sądu, nawet dokładnie nie przeczytałam po prostu schowałam do szuflady i zapomniałam o tym.
Nie doceniłam Janki.
Ta cała intryga, to odsunięcie mnie od matki nie było bez powodu.

niedziela, 12 stycznia 2014

Karol.


A już uwierzyłam że na stare lata będziemy z Karolem żyć w zgodzie i przyjażni.  Młodość nam się nie udała i nie jest w tej chwili ważne z czyjej winy. Ja naprawdę sądziłam że szczególnie teraz gdy oboje jesteśmy tak bardzo chorzy że właściwie u obojga z nas nie wiadomo co przyniesie każdy kolejny dzień, nie będzie już tych głupot, niedomówień, obrażania się nie wiadomo o co.
Teraz też "zaciął" się. Nie odzywa się do mnie i nie mam pojęcia dlaczego. Ostatnia rozmowa z nim była kilka dni po jego wyjściu ze szpitala, nawet dość miła. Raptem cisza. Nie dzwoni.
On ma taki zwyczaj, dzwoni dwa razy dziennie - rano i wieczorem. Gdy pierwszy raz zadzwonił do córki i do wnuczki a do mnie nie pomyślałam że może mu się po prostu nie chce, że nie ma o czym mówić, ale gdy następnego dnia wykonał swój rytuał pomijając znowu mnie, zrozumiałam że coś nie tak.

sobota, 11 stycznia 2014

Z mojego życia.


Mam za sobą bardzo trudny dzień.
Wczoraj miałam kroplówkę z PAMIFOSU. Przyjechał po mnie syn. Dzień był chłodny i niezbyt przyjemny do tego wiał silny wiatr który potęgował odczucie zimna. Szłam z tym moim balkonikiem trochę jak kaleka bo bardzo drętwiała mi lewa ręka więc podpierałam się chwilami tylko ręką prawą balkonik wtedy skręcał.
Do lekarza dostaliśmy się nawet dość szybko. Sam wlew miał trwać 3 do 3,5 godziny. Pani zwracała dużą uwagę na to żeby kroplówka nie zleciała zbyt szybko a stało się tak że po dwóch godzinach butelka była pusta. Ale nic się nie stało. Nawet się ucieszyłam że już można do domu.
Na dworze było strasznie zimno. Całą lewą rękę miałam zdrętwiałą, zmarzłam tak bardzo że drętwienie się nasiliło, dołączył do tego ból.

czwartek, 9 stycznia 2014

Z mojego życia.


Dzisiaj była u mnie pani psycholog.
W całym okresie od wykrycia u mnie raka miałam kilka takich z kompletnym dołem, zresztą nadal się zdarzają. Kiedyś lekarz który mnie odwiedził zauważył to i zapytał czy chciałabym kontaktu z psychologiem. Przytaknęłam że owszem ale bez specjalnego entuzjazmu. Nie bardzo wierzyłam w pomoc psychologa. Teraz bardzo sobie cenię te wizyty.
Było kilka przypadków że odwiedzająca mnie pani zastawała mnie zdołowaną, z oczami pełnymi łez, czasami miałam wręcz ochotę już na wstępie przeprosić panią za fatygę i szybkie pożegnanie.

To ja.


Dzisiaj byłam na krwi.
To że musiałam wstać rano to nic, gorsze było to że bez leków musiałam pojechać do Centrum Onkologii na pobranie tej krwi.

wtorek, 7 stycznia 2014

Codzienność.


Jestem sama.
Zięć w pracy, córka i wnuczka pojechały do Szpitala Klinicznego w Bydgoszczy.
Chodzi o moją wnusię. Wiktoria jest chora. Jest to choroba genetyczna RECKLINGHAUSENA.
Właściwie nie ma leku na tę chorobę ale Wiki od 3-go roku życia jest pod opieką tego szpitala, co jakiś czas przechodzi szereg badań. Chodzi o kontrolę czy choroba się rozwija. U naszej małej choroba niestety ostatnio nabrała tempa. Bardzo się o nią martwimy ale żyjemy też nadzieją że może w końcu zostanie wynaleziony lek na tą chorobę. A tak w ogóle nasza "mała" wkroczyła w 14-ty rok życia.

niedziela, 5 stycznia 2014

To nadal ja.



Jak żyć?
Czy w ogóle jest sens w życiu? Takim życiu?
Postanowiłam sobie kiedyś że nie będę pisała o finansach. Bo jak ktoś przeczyta będzie mi głupio i wstyd.
Dzisiaj coś we mnie pękło. Dlaczego mam się tego wstydzić? Przecież ja tu niczemu nie zawiniłam.
 W piątek dostałam emeryturę. Całe 519 zł.
Od razu oddałam 100 zł. które pożyczyłam. Wczoraj syn przyniósł mi z apteki większość z leków które co miesiąc muszę kupić. Wydał na nie 150 zł. Pozostało mi około 260 zł. Muszę jeszcze wykupić resztę leków, powinnam choćby w jakiejś niewielkiej kwocie dołożyć się do opłat ( czynsz, woda, media). Muszę mieć na taksówki gdy trzeba jechać do Centrum Onkologii.  Autobusem z dojściem do i od przystanku po prostu nie dam rady. Muszę coś przeznaczyć na środki piorące i do utrzymania osobistej higieny. No i co oczywiste żeby żyć trzeba coś jeść.
Tylko czy ja chcę jeszcze tak żyć?

sobota, 4 stycznia 2014

To ja.

 
 
Co się ze mną dzieje?
Dlaczego nie potrafię się pozbierać?
Wiem przecież dobrze że tak naprawdę tylko ja sama mogę sobie tak naprawdę pomóc. Tak działa psychika. Mogę się albo zniszczyć albo podnieść.
Jasne że chcę się podnieść. Jestem na siebie wściekła, nie chcę być taką jęczącą ciapą. Że jęczącą to jeszcze rozumiem - ciągłe bóle, drętwienie, mrowienie, pieczenie, ale zauważyłam że nawet one są mniej dokuczliwe przy pogodnym nastawieniu do życia a właściwie do wszystkiego.

Rak.



Potraktować swojego raka jak przyjaciela.
Tak podobno powiedział mój lekarz z Paliatywnej i chyba miał rację.
Z moim rakiem żyję już przecież tyle lat. Prawdopodobnie gdybym nadal nie wiedziała kto u mnie zamieszkał nie byłoby u mnie tych napadów, żalu, rozpaczy, bezsilności.
Cierpiałam. Przez ponad 5 lat cierpiałam z powodu bóli które się ciągle nasilały. Brałam coraz silniejsze  leki przeciwbólowe i żyłam ze świadomością że wysiada mi kręgosłup. Taka była diagnoza lekarzy którzy mnie "leczyli".
Wydaje mi się że dla mojej psychiki lepsza była niewiedza.