niedziela, 12 stycznia 2014

Karol.


A już uwierzyłam że na stare lata będziemy z Karolem żyć w zgodzie i przyjażni.  Młodość nam się nie udała i nie jest w tej chwili ważne z czyjej winy. Ja naprawdę sądziłam że szczególnie teraz gdy oboje jesteśmy tak bardzo chorzy że właściwie u obojga z nas nie wiadomo co przyniesie każdy kolejny dzień, nie będzie już tych głupot, niedomówień, obrażania się nie wiadomo o co.
Teraz też "zaciął" się. Nie odzywa się do mnie i nie mam pojęcia dlaczego. Ostatnia rozmowa z nim była kilka dni po jego wyjściu ze szpitala, nawet dość miła. Raptem cisza. Nie dzwoni.
On ma taki zwyczaj, dzwoni dwa razy dziennie - rano i wieczorem. Gdy pierwszy raz zadzwonił do córki i do wnuczki a do mnie nie pomyślałam że może mu się po prostu nie chce, że nie ma o czym mówić, ale gdy następnego dnia wykonał swój rytuał pomijając znowu mnie, zrozumiałam że coś nie tak.

Ponieważ nie pierwszy to taki przypadek dałam sobie spokój. Kiedyś bardzo to przeżywałam, płakałam, męczyłam córkę pytaniami, byłam rozwalona psychicznie tak to przeżywałam.
Teraz coś się we mnie zmieniło. Nie to nie. Nie będę już rozpaczać, nie będę dręczyć siebie i córki.
Zbyt mało zostało mi tego kruchego życia żebym go jeszcze sobie rujnowała.
Jak dobrze że nie mieszkamy razem.
Kiedyś gdy tak było musiałam znosić jego humory, wyzwiska i cichutko siedzieć i potulnie przytakiwać.
Teraz nie muszę i nie będę.
Karol.
Dlaczego nie dasz mi zapomnieć jaki kiedyś dla mnie byłeś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz