środa, 25 czerwca 2014

ŚMIETANOWIEC.



Bardzo lubię piec, gotować, wogóle pichcić coś w kuchni.
Od jakiegoś czasu robię to rzadziej, to znaczy staram się ugotować jakiś obiad często z pomocą Marioli ale to już nie to co robiłam kiedyś.
Zbliżały się moje imieniny więc była świetna okazja do popisania się swoimi zdolnościami kulinarnymi.
No i popisałam się.
Postanowiłam, zrobię sernik na zimno z galaretką, bakaliami i jakimiś owocami w środku.
Mariola podpowiadała mi śmietanowiec.
Pomyślałam że chyba ma rację bo naprawdę dawno go nie robiłam.
Moja córka kupiła wszystkie potrzebne składniki mogłam się więc wziąć do pracy.
Śmietanka ubiła mi się pięknie, była taka puszysta, nic tylko działać dalej.
Zadziałałam.
Nie wiem, do tej pory nie wiem co mi się stało, co mi odbiło. Do tej pięknej, puszystej śmietanki dolałam troche roztopionego masła. Byłam zdziwiona gdy zauważyłam że śmietanka opadła i coś zaczęło się od niej oddzielać. Zaniepokojona dolałam jeszcze troszkę masełka. Śmietanka całkiem padła.
Chcąc koniecznie uratować śmietankę uparcie ubijałam ją dalej. Śmietanka zniknęła całkiem, przybyło tego co się od niej oddzielało. Okazało się że zrobiłam masło. Tyle że raczej nie do użytku bo wczęśnie do śmietanki dodałam cukier puder. Nie wiem czy domownicy będą chętni na słodkie masełko.
Patrzyłam na swoje dzieło i chciało mi się płakać. Zawsze do sernika na zimno dodaję rozpuszczone masło i prawdopodobnie  bardzo zakodowałam sobie że właśnie robię sernik.  Dlatego chyba do śmietany dodałam przygotowane wcześniej masło.
Sytuacja została uratowana przez moją córkę a trzeba było działać szybko bo działo się to w dzień moich imienin. Miał to być mój "popisowy" numer dla gości.
Mariolka szybciutko poszła do sklepu, kupiła nową śmietankę i dalej już poszło dobrze.
Śmietanowiec wyszedł pyszny, goście bardzo go chwalili.
Nawet gdyby nie chwalili dowodem na to że był naprawdę smaczny było to jak szybko znikał.
Dzień moich imienin będę długo pamiętała bo pomijając ten pierwszy nieudany śmietanowiec było bardzo miło. Dostałam piękne prezenty a moje dzieci sprawiły że czułam się kochana i chyba jeszcze potrzebna.
Nie mogę już pisać, bardzo się wzruszyłam i boję się że zaraz zacznę płakać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz