poniedziałek, 16 czerwca 2014

Byle jakość życia.



Nie mogę pogodzić się z byle jakością tego życia.
Może brzmi to dziwnie w ustach osoby ciężko chorej.
Chorej na chorobę śmiertelną, nieuleczalną.
Piszę to całkiem świadomie. Znam siebie, znam swoje ciało.
Natychmiast wyłapuję wszelkie zmiany zachodzące w moim organiżmie.  Jest mi z tym żle.
Należę do ludzi którzy zawsze do czegoś dążyli i nie zawsze musiało to być coś wielkiego.
Zdaję sobie sprawę z tego że teraz bardzo ogranicza mnie moja choroba. Teraz proste sprawy często są dla mnie problemem. Może dlatego że zawsze żyłam bardzo intensywnie, każdy dzień przeżyty tylko tak sobie, przeżyty tylko dlatego że przeżyłam kolejny dzień nie przynosi mi zadowolenia.
Nawet wtedy gdy był to dzień pełen cierpenia nie cieszy mnie dlatego że udało mi się go przecierpieć.
Chyba trochę tu namotałam.
Zawsze uważałam że człowiek powinien żyć tak żeby zostawić po sobie ślad. I nie chodzi mi o coś  wielkiego godnego stawiania pomników. Trzeba wytyczyć sobie cel i dążyć do zrealizowania go.
I napewno nie wolno zbaczać z obranej drogi. Często droga jest wyboista, potykamy się, padamy. Przychodzi zniechęcenie ale broń Boże nie wolno nam sie poddać. Trzeba się podnieść. Nasz organizm, całe ciało, udręczona psychika mówi, wręcz krzyczy "nie, nie dam rady, już nie mam sił".
To jest trudne, bardzo trudne ale jednak podnosimy się i dalej działamy. Z czasem nasza psychika, organizm wzmacnia się i jest nam łatwiej znosić porażki, łatwiej podnosimy się i w końcu realizujemy się. Udało się, zrobiliśmy to co sobie zaplanowaliśmy.
Takie było moje życie.
Może nie były to jakieś wielkie sprawy ale ja naprawdę zawsze do czegoś dążyłam a nie było mi łatwo chociażby dlatego że byłam sama, nie miałam wsparcia w postaci męża.
A jednak dzięki mojemu samozaparciu udało mi się zdobyć dwa mieszkania, prowadziłam kiedyś działaność gospodarczą która dawała mi wiele zadowolenia. To nie było tylko zadowolenie, mogłam pomagać ludziom i pomagałam.Byłam czasami strasznie zmęczona ale jaka szczęśliwa.
Jak widać można.
Trzeba tylko pamiętać "nie poddawać się".
Podnosić się po upadkach. Upadki to życie, ciągle się o coś potykamy ale też ciągle podnosimy się.
Jeśli mogę być dla kogoś przykładem, przykładem samotnej kobiety, matki dwojga dzieci która zawsze po upadkach podnosiła się to byłoby mi miło.
To byłby ten ślad, ślad który zostawiłam bo ktoś idąc moim śladem też nie poddał się, też do czegoś doszedł.
Jest mi tylko żal że już nie mogę, że mój rak, moje cierpienie nie pozwalają mi już działać. Nie pozwalają zdobywać środków do życia i przez to moje życie jest właśnie takie.
Jest byle jakie.
Nie fajne.
Nie ciekawe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz