wtorek, 3 grudnia 2013

Mój były.


Chyba jednak trochę za długo żyję. Chodzi tu o mojego męża, mojego byłego męża.
Przed laty po jego ciężkiej chorobie bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Mieszkamy osobno ale odwiedzaliśmy się i choć mamy różne charaktery jakoś się dogadywaliśmy. Gdy ujawniła się moja choroba on naprawdę bardzo się starał. Nie pomagał mi finansowo ( mam taką śmieszną emeryturę 519 zł.) ale czasami wykupił mi jakieś leki i dawał mi na taksówkę gdy musiałam jechać do Centrum Onkologii. To całe moje leczenie zaczęło się w listopadzie ubiegłego roku.



Teraz gdy porównuję jaki był na początku a jaki jest teraz, przeanalizowałam też sposób w jaki odzywał się do mnie - widzę, to jest zupełnie inny człowiek - inny dla mnie. Mieszka ze mną córka, zięć i wnusia, dla nich jest inny, uśmiechnięty, miły, wprost tryska radością. Mnie z przyjemnością dogryza, krytykuje, czasami odzywa się w taki jakiś zjadliwy sposób, wręcz syczy jadem. Wniosek chyba naprawdę prosty. Wyobraził sobie na pewno że długo to ja nie pożyję w tym czasie on pokaże jaki jest dobry a jak mnie już nie będzie on zostanie w glorii dobrego biednego wdowca. A ja jakby na złość jemu żyję już ponad rok.
Wczoraj syknął do mnie jadem, zamknęłam się w łazience bo nie mogłam powstrzymać łez. Potem już się nie odzywałam, chyba załapał że jest nie tak, tyle że we mnie coś się poruszyło, wróciły wspomnienia z lat naszej "wspaniałej" młodości. Najchętniej nie odezwałabym się do niego więcej ale nie chcę robić przykrości córce, wiem że dla niej byłoby to trudne. Nie wiem co robić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz