czwartek, 26 grudnia 2013

Karol.


Jest drugi dzień świąt Bożego Narodzenia.
Od kiedy wrócił do nas Karol utarł się  taki zwyczaj - wigilia jest u nas, w pierwszy dzień świąt odwiedzamy Karola z tym że moja córka z mężem i córeczką jadą najpierw do matki mojego zięcia, po mnie przyjeżdża syn ( sama raczej nie poradziłabym sobie z tym balkonikiem ) i jedziemy do Karola w tym czasie synowa też tam dociera. Córka ze swoją rodziną po odwiedzinach u matki też do nas dobijają. Trochę to zagmatwane ale ważne że wszyscy się w końcu spotykamy i naprawdę miło i przyjemnie spędzamy czas. Jest z nami nawet Damian ( wnuczek ), ten już 24-latek woli spędzać czas z rówieśnikami, ale takie rodzinne spotkania bardzo sobie ceni.
Drugi dzień świąt spędzamy w domu. Jest taki luz, każdy robi co chce, chodzi o to żeby było miło i przyjemnie.
Dzisiaj też tak właśnie miało być.

No właśnie miało być, niestety na pewno tak nie będzie.
Z samego rana zadzwonił syn z wiadomością że Karol jest w szpitalu. W krótkim czasie to już jego trzeci pobyt w szpitalu. Coś złego dzieje się z jego sercem. Nagle skacze mu ciśnienie, brak powietrza i pod tlenem karetka wiezie go do szpitala.
Poryczałam się bo naprawdę martwię się o niego. Jestem też na niego wściekła bo już po pierwszym pobycie w szpitalu dostał skierowanie do kardiologa, oczywiście nie poszedł. Tak samo było po drugim szpitalu, też nie poszedł no i proszę jest w szpitalu trzeci raz, też trafił tam pod tlenem.
Co mam zrobić z tym uparciuchem?
Teraz w drodze do szpitala jest syn a ja cała w nerwach czekam na jakąś mam nadzieję pozytywną wiadomość.
Dzieci umówiły się że potem pojedzie do ojca córka. Oby tylko jak najprędzej wyszedł z tego i poszedł wreszcie do kardiologa. Niech ten uparciuch zacznie się wreszcie leczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz