środa, 21 maja 2014

Wspomnienia.




Wspomnienia.
Dlaczego? Dlaczego przypomina się coś z przeszłości i nie chce odejść.
Tak jest właśnie teraz. Od kilku dni natrętnie wraca obrazek z mojego życia.
W Karola firmie co jakiś czas zmieniano umowy. W tym okresie jego praca wyglądała tak: 20 dni w pracy, potem 10 dni wolnego. Bardzo czekałam na te 10 dni.

  Mogłam spokojnie wychodzić rano do pracy, Marek nie musiał wstawać tak raniutko, nie musiał rano chodzić do sklepu robił to jego tata.
Karol szykował też Mariolkę do przedszkola, Marek idąc do szkoły najpierw odprowadzał do przedszkola Mariolę.
Karol w czasie gdy dzieci nie było gotował obiady, on potrafi bardzo dobrze gotować, czasami robił coś nawet lepiej ode mnie. Biorąc to wszystko pod uwagę normalne było że na te jego 10 dni wolnego czekaliśmy z utęsknieniem.
Pamiętam takie zadarzenie - właśnie Karol miał przyjechać na te 10 dni do domu i tak się złożyło że jednocześnie miał otrzymać wypłatę więc do domu miał przyjechać z pieniążkami.
Cały dzień czekałam na ten moment - zaraz otworzą się drzwi i wejdzie Karol.
Czekałam tak do 22-giej, nie kładłam dzieci spać bo nie wiedziałam czy Karol się pojawi.  Cały czas wierzyłam że Karol zaraz będzie, musiałam być jednak przygotowana na to że jeśli jednak nie przyjedzie to musiałam zdążyć na ostatni autobus żeby zawieżć dzieci do moich rodziców. Moje przewidywania okazały się słuszne, Karol nie pojawił się, ubierałam więc szybciutko dzici żeby zdążyć na ten ostatni autobus, bo przecież na 6-tą rano szłam do pracy.
Po pracy zabierałam dzieci i szłam do domu bo przecież Karol już będzie. Niestety sytuacja powtórzyła się, znowu wieczorem wiozłam dzieci do rodziców. Tak było jeszcze dwa razy.
Piątego dnia weszła do mnie sąsiadka z propozycją: było jej żal mnie i dzieci, widziała jak bardzo się męczymy. Zaproponowała mi że ponieważ ona będzie miała kilka dni wolnego w swojej pracy zajmie się moimi dziećmi.
Nie musiałam jechać wieczorem z dziećmi do rodziców.
Byłam strasznie przemęczona, przecież przez kilka dni sypiałam po kilka godzin.
Około godziny 4-tej nad ranem usłyszałam pukanie do drzwi, to był Karol - pijany czy też trzeżwiejący. Pamiętam tylko że rzuciłam mu krótko żeby pieniądze położył na stole i niech się kładzie spać. Sama rzuciłam się na swoje posłanie, marzyło mi się jeszcze choć troszkę snu.
Usłyszałam że na stół sypie się nawet bilon. Było to dziwne bo takie pieniądze on zatrzymywał dla siebie. Gdy wstałam do pracy zobaczyłam "wypłatę".Gdy policzyłam ten bilon okazało się że za miesiąc pracy Karol dał mi trochę ponad 20 złotych wypłaty. Te pieniądze miały mi wystarczyć na opłaty, środki czystości, wyżywienie i oczywiście dla Karola na drogę i życie.
Dostałam szału. Dopadłam do tego śpiącego biedaka, zaczęłam go bić rękami gdzie popadło. Wielkiej krzywdy to ja mu nie zrobiłam, zawsze w rękach byłam i jestem nadal raczej słaba. Bardziej dziwię się ż zdobyłam się na coś takiego.
Pamiętam że wykrzyczałam też że jak wrócę z pracy chcę zobaczyć na stole całą wypłatę.
Naiwna. Jak wróciłam, na stole nie było żadnych pieniędzy a Karol urzędował w barze piwnym który był obok domu.
Spakowałam mu jakieś ciuchy i jak wrócił kazałam mu się wynosić.
Płakał,. błagał o wybaczenie.
Nie pamiętam już jak to się skończyło ale musiałam to napisać bo od kilku dni ten obrazek z mojego życia z Karolem uparcie wracał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz