czwartek, 8 maja 2014

Cierpienie.



A miało być inaczej.
Po wczorajszym bardzo niefajnym dniu, dzisiajszy zaplanowałam inaczej.
Wczoraj było strasznie.
To te uszkodzone nerwy obwodowe. Zaraz po przebudzeniu było normalnie, to znaczy - na tyle normalnie na ile jest u mnie teraz coś normalnego.
Nic nie zapowiadało że może być inaczej niż zwykle.
Uszykowałam leki, część z nich już zażyłam i zaczęło się. Normalne zwykły drętwienie powoli przerodziło się w coś strasznego. Zrobiłam się cała zdrętwiała, trzęsłam się z zimna i te bóle, straszne bóle. Poprosiłam Mariolę żeby włączyła piekarnik, opatuliłam się w kołdrę i pojękiwałam z bólu.
Czekałam na działanie leków. Jaka ulga gdy wreszcie zaczęły działać.
Tak naprawdę nigdy nie mija to całkowicie, ciągle wypada mi coś z rąk, ciągle masuję dłonie, no i gdyby nie te wszystkie leki to boję się wogóle myśleć co działoby się ze mną.
Niestety, dzisiaj było gorzej, o wiele gorzej.
Rano znów jak zwykle, jeszcze nie pobrałam leków gdy zaczęło się. Tym razem bóle. Te które zawsze mi towarzyszą zaczęły narastać. Leki, szybko leki, niestety bóle narastały błyskawicznie.
Jęczałam z bólu. Ponieważ mój pokój jest bardzo blisko drzwi wejściowych zatykałam usta kołdrą żeby nie było mnie słychać na klatce schodowej.
Gdy leki zaczęły działać przyszła ulga ale to nie było to co zawsze. Cierpiałam tylko troszkę mniej niż powinnam po tej dawce leków jaką zarzyłam i taki był cały dzień. Właściwie jeszcze jest. Chodzę na te wszystkie prochy i boję się pomyśleć co będzie jutro.
Dzieci poszły do taty na imieniny.Ja wreszcie dałam sobie z tym spokój
Pora skończyć z tą farsą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz