środa, 7 maja 2014

Karol - Janka.



Nic nie porzadzę na to że te wspomnienia wracają.
To jest tak - nagle, jak w filmie wyskakuje mi jakiś obraz, obraz z przeszłości.
Nie mam pojęcia czy jest to związane z moją chorobą, z tym że wiem że on ( rak ) jest.
Co ja piszę "wiem", czuję. Czuję go bardzo boleśnie, porównuję okresy mojego samopoczucia z przed, załóżmy pół roku i teraz.
Wyrażnie czuję  że on "działa". Staram się nie mówić o tym bo zatrułabym wszystkim domownikom życie. Dla mnie też nie byłoby to dobre głównie dla mojaj psychiki.
Ale wracając do sprawy.
 Może zdając sobie sprawę z faktu że będzie co będzie, ta moja psychika przypomina mi po trochu moje życie.
A może jest tak że to ja sama choć tak naprawdę wcale tego nie chcę,  przypominam sobie to co wydaje mi się najwazniesze. Nie mam pojęcia.
Teraz na tapecie są Karol i Janka. I tu nie ma żadnej podświadomości. To ja sama świadomie myślę o tym. Cieszy mnie fakt że robię to spokojnie na zimno i wreszcie nie przeżywam jak kiedyś, nie płaczę i naprawdę nie cierpię. Nie mogę powiedzieć że stałam się osobą pozbawioną uczuć, tam gdzieś głęboko na dnie jest coś co porusza tą delikatną strunę ale staram się nie dopuścić jej do głosu.
Myślę o Krolu - głupi czy podły.
Wychodzi mi że jednak podły.
Kiedyś, krótko po jego powrocie ze szpitala Mariola mówiła mi że tata zachowuje się dziwnie, tak jakby coś działo się z jego psychiką. Tak było kiedyś. Minęło jednak już sporo czasu, Karol czasami tu przychodzi, dzwoni też do córki i wnuczki, rozmowy z córką są czasami bardzo długie i z tego co do mnie czasami dobiega wnioskuję że Mariola nie rozmawia z durniem.
Czyli Karol całkiem świadomie wyrzucił mnie ze swojego życia. Jestem tu tylko bardzo zła na siebie, za to że tak długo nie docierało to do mnie.Tak naprawdę coś tam mi przebłyskiwało ale wydawało mi się  że to ja jestem podła i żle go oceniam. Przecierz nie mógłby tak krzywdzić kogoś kto pomijając już fakt że stworzył mu rodzinę i robiłam to sama, całkiem sama. Ja zresztą zawsze byłam sama. Byłam z nim w ostatnich bardzo trudnych dla niego latach. Byłam to za mało powiedziane. Przez 3 miesiące pobytu w szpitalu, gdy po latach przyjechał do nas ciężko chory, byłam u niego codziennie, prałam jego przepoconą, pełną bakteri bieliznę. Potem były lata naprawdę miłe, fajne. Odwiedzaliśmy się nawzajem, spędzaliśmy czas przy wspólnych obiadach.
Pamiętam że mówiłam wtedy - młodość nam nie wyszła ale na starość, rozumiemy się i jesteśmy sobie przyjaciółmi.
Potem, tak po trochu zaczło się psuć.
Czasami Damian coś mi powiedział - zczęły się teleony od Janki, jej odwiedziny. I właśnie od tego momentu robiło się stopniowo coraz gorzej. Nie było już wspólnych obiadków, coraz rzadziej okazywał mi swoją życzliwość.
Póżniej przyszła moja choroba która na jakiś czas jakby obudziła w nim ludzkie odruchy w stosunku do mnie. Wtedy był dla mnie naprawdę dobry.
Niestety, Jankę bardzo to uwierało. Znów zbliżyła się do niego.
Nie wiem jakich ona używa argumentów, nie wiem co mu pcha do głowy i nie jestem ciekawa.
Domyślam się tylko że teraz musiała wymyślić coś strasznego, coś ochydnego.
Myślę że nie mylę się, przecierz oboje cierpimy na naprawdę bardzo poważne choroby.
Choroby tak moja jak i Karola w każdej chwili zagrażają życiu a jednak dla Karola nawet w tej sytuacji są nieistotne wobec tego czym karmi go Janka.
I tego nie potrafię zrozumieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz