wtorek, 1 lipca 2014

REZYGNACJA.



Wczoraj pojechałam do szpitala.
Była ze mną córka.
To był trudny, męczący dzień.
Bałam się bo ja wogóle boję się szpitali ale chciałam zrobić z tym wreszcie jakiś porządek.
Jeśli wogóle można było coś z tym zrobić.
Okazuje się że nie można. Nic nie można zrobić.
Przyjęła mnie bardzo miła pani doktor neurolog.
Wysłuchała, skierowała na konieczne badania.
Jak ona mnie rozumiała. Podczas rozmowy reagowała tak jakby była we mnie, jakby czuła to co ja czuję.
Długo czekałyśmy na wyniki badań. Było mi żal Marioli, podczas gdy ja siedziałam lub leżałam ona cały czas stała. 6 godzin.
Są wreszcie wyniki.
Wynika z nich że nic specjalnie grożnego nie dzieje się. Nie wynika też z nich żeby w moim organiżmie było coś co spowodowało NARKOLEPSJĘ.
To leki. Leki które codziennie pożeram wywołały tę chorobę.
Pani doktor jest mądra, jest cierpliwa. Długo tłumaczy jak to zadziałało.
Podczas pierwszej rozmowy poprosiła żebym powiedziała jakie i w jakich ilościach biorę codziennie leki. Gdy miała już wyniki badań powiedziała że one upewniły ją w tym co podejrzewała.
Narkolepsję wywołały leki które biorę. Jest tego naprawdę sporo i są bardzo silne w dużych dawkach.
Powstał jak to nazwała wybuchowy koktail. Ona doskonale rozumiała że nie mogę z nich zrezygnować. Nie spotkałam lekarza który okazał aż tyle zrozumienia.
Byłam załamana tym co usłyszałam, siedziałam jak sparaliżowana a łzy same leciały.
Pani doktor ukucnęła przy mnie.
Odebrałam to chyba dobrze, to było zrozumienie i chyba współczucie.
Jestem jej za to bardzo wdzięczna tylko że ja wolałabym usłyszeć "mam tu lek, lek który pomoże i nie będzie już tych nagłych zaśnięć".
Niestety będą, były zresztą cały czas w szpitalu. Ciągle zasypiałam. One będą się chyba nasilały bo jak zaobserwowałam cały czas tak się dzieje.
Postanowiłam -- jak tylko będę w stanie, będę wychodziła i mam gdzieś co się będzie działo.
Stało mi się to obojętne.
Proszę bardzo, mogę zasnąć nawet na środku ulicy i nie interesuje mnie co się wtedy może wydarzyć.
Rezynuję z walki bo przecież tu nie ma żadnej walki. tu trzeba się poddać.
Więc poddaję się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz