poniedziałek, 3 marca 2014

Prośba do Pana Boga.




Och życie, życie.
Cóż jesteś warte.
Szczególnie takie życie.
Chyba cię raku przechwaliłam. A pomogła mi w tym moja doktor Ewa.
Gdy ostatnio u mnie była rozmawiałyśmy trochę o tym jak różne są "odmiany" raka.
Są takie które od wykrycia (potwierdzonego badaniami) nabierają tempa i w bardzo krótkim czasie po prostu uśmiercają  "delikwenta".

Razem z panią doktor doszłyśmy do wniosku że mój to raczej taki leniuszek. On działa, rozwija się ale robi to powoli, leniwie. Chyba bardzo zdenerwowałyśmy tym mojego "lokatora" bo  postanowił pokazać mi co on potrafi.
A potrafi dużo. Naprawdę dużo.
Doświadczyłam tego w miniony piątek.
To był atak bólu, potwornego bólu. Nic nie działało, żadne leki.
Płakałam, wyłam z bólu. W tym płaczu i bólu zasnęłam w końcu.
Gdy się obudziłam ból był ale taki jak zawsze. Taki do którego już się przyzwyczaiłam.
Nie wiem czy zadziałały te wszystkie leki jakie połknęłam, czy to rak trochę popuścił ale było dobrze.
O Boże,  jak to dobrze nie mieć tego potwornego bólu.
Teraz ciągle o tym myślę i boję się, strasznie boję się że on wróci.
I myślę, analizuję.
Rak nie pozbawił mnie logicznego myślenia.
A więc co wymyśliłam?
Do chwili tego straszliwego ataku bólu miałam zakodowane w swojej "główce" że jeszcze sobie trochę pożyję.
Przeanalizowałam sobie działanie raka od początku, od chwili gdy bóle stały się tak dokuczliwe że nie pomagały tabletki przeciwbólowe kupione w aptece bez recepty.
Lekarze przepisywali mi różne leki przeciwbólowe plus różne zabiegi rehabilitacyjne.
Albo organizm się przyzwyczajał albo rak się rozwijał, albo jedno i drugie, faktem jest że leki były coraz silniejsze.
Trwało to wszystko kilka lat. Nie pamiętam dokładnie ale myślę że około 5 lat.
Idąc tym tropem a jeszcze za podpowiedzią doktor Ewy sądziłam że tak będzie cały czas.
Myślałam sobie mnie więcej tak - mam już 65 lat, gdyby tak ten mój raczek pozwolił mi pożyć jeszcze z 5 lat to byłoby całkiem niezłe. A w ogóle 5 lat to jest tak odległy termin że w tym czasie na pewno zostanie wynaleziony "cudowny" lek na raka i tym sposobem upiecze mi się. Będę żyła dalej.
A tak naprawdę to jakoś trudno jest mi uwierzyć że może mnie nie być.
Nie, to jest raczej niemożliwe.
Tyle że jak sobie przypominam tak samo myślałam o porodzie.
Byłam młodziutką dziewczyną i nie wyobrażałam sobie że ja coś tak potwornego przeżyję.
Wiedziałam - jak już ja będę kiedyś musiała urodzić to porody będą już na pewno bezbolesne.
Niestety, nie były bezbolesne. Były nawet bardzo bolesne szczególnie jeśli chodzi o Marka.
Ale jeśli chodzi o śmierć to całkiem trzeżwo, nie fantazjując, proszę Pana Boga o życie, o zdrowie.
Daj mi proszę Boże, dużo, dużo życia i mało, jak najmniej cierpienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz