sobota, 15 marca 2014

Marzenia.


Tak bardzo mnie to męczyło.
Tak bardzo było mi z tym żle.
Tak bardzo chciałam to komuś powiedzieć, tylko nie miałam komu.
Dzisiaj wreszcie wyrzuciłam to z siebie, bardziej wypłakałam. Powiedziałam to Marioli, osobie która w najmniejszym stopniu nie ponosi za to żadnej winy,

Może nie powiedziałabym jej ale ona to czuła, widziała że coś mnie gnębi i często pytała co mi jest.
Nie chciałam jej dokładać bo jest przemęczona. Ma naprawdę dużo obowiązków.
Dzisiaj gdy ocierałam łzy, mój smutek stał się bardzo widoczny. Moja córka która myślała że to ona jest tego powodem doprowadziła do rozmowy.
Dla kogoś zdrowego i prowadzącego normalny tryb życia może wydawać się to głupstwem ale nie dla mnie.
Kiedyś gdy byłam zdrowa, zawsze byłam taka " do ludzi " a nawet byłam gadułą.
Teraz moja choroba doprowadziła do tego że mam kłopoty z poruszaniem się.
Na dodatek choroba  rozwija się i coraz rzadziej wychodzę z domu.
Moja rodzina jest malutka.
Początkowo, gdy o moim raku dowiedziały się koleżanki, odwiedzały mnie i nie czułam się samotna.
Niestety odwiedziny stawały się coraz rzadsze aż w końcu ustały.
Już nikt mnie nie odwiedza.
Nawet Karol kilka dni po Nowym Roku przestał do mnie dzwonić i tak to trwa do dzisiaj.
Czasami czuję się więźniem we własnym domu.
Poza domownikami nie mam do kogo ust otworzyć a że moja córka ma naprawdę dużo obowiązków staram się nie męczyć jej za bardzo swoją osobą.
Tak bardzo pragnę kontaktu z  ludżmi,  rozmów. Normalnych rozmów. I nie chodzi mi o takie zasiadanie do rozmowy .To  jest wtedy takie nienaturalne.
Mam takie marzenie - czuję się w miarę dobrze, wychodzę ze swoim balkonikiem.
Czasami spotykam sąsiadkę lub kogoś znajomego, rozmawiamy.
Wchodzę do jakiegoś sklepu, rozglądam się, pytam o coś ekspedientkę. Rozmawiam.
Ja rozmawiam.
Tak bardzo pragnę ludzi i rozmów z nimi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz