piątek, 7 marca 2014

"Ruskie".


Jeśli chodzi o kuchnię, moja córka jest takim przysłowiowym antytalentem.
Ona w ogóle nie cierpi gotowania, pitraszenia.
Zajmuje się innymi dla mnie trudnymi sprawami, zrobi nawet coś co wymaga poświęcenia więcej czasu i wysiłku, byle nie było to coś związane z kuchnią.
Wczoraj jednak bardzo mnie zaskoczyła.

Kuchnia to ja.
Ja wręcz kocham gotować, piec, pitrasić. Jednak choroba i leczenie bardzo mnie osłabiły, wprawdzie gotuję obiady ale rzadziej robię coś co wymaga większego nakładu pracy, wysiłku.
Przykładem niech będą ruskie pierogi które wszyscy u nas bardzo lubią.
Domyślałam się że szczególnie Wiktoria wręcz o nich marzy. Nie wspominała jednak nawet o nich.
Wczoraj chciałam moim dzieciom zrobić miłą niespodziankę - będą "ruskie".
I tu miłe zaskoczenie.
Do kuchni wkroczyła Mariolka.
Ona nie tylko wkroczyła, podwinęła rękawy i wzięła się do pracy.
Ku mojemu zdumieniu moja córka zaczęła lepić pierogi i nawet dobrze jej to wychodziło.  Dlatego że wszyscy tak kochają ruskie, trzeba ulepić ich sporo na pewno ponad setkę.
Mariola cały czas dzielnie je lepiła.
A jaka była przy tym miła atmosfera. Byłe wspomnienia, śmiechy. Moja córka wprowadziła tak miłą atmosferę że choć obie byłyśmy bardzo spracowane jakoś nie odczułyśmy tego.
Szkoda tylko że mój rak trochę się zdenerwował i na koniec pokazał mi bardzo boleśnie jak bardzo ma tego dosyć.
W sumie jednak fajnie wspominam wczorajszy dzień.
Nawet teraz pisząc to, uśmiecham się sama do siebie.

1 komentarz: