sobota, 21 lutego 2015

MUSZĘ ZDOBYWAĆ KOLEJNE MIESZKANIE



To były czasy gdy istniały Spółdzielnie Mieszkaniowe
Żle się wyraziłam.
Spółdzielnie nadal istnieją tyle że już nie budują nowych bloków a członkami zostają osoby które kupują mieszkanie od tych którzy swoje sprzedają. Tak przynamniej jest w moim mieście.
W tamtych czasach, żeby zostać członkiem Spółdzielni trzeba było na książeczce mieszkaniowej zgromadzić jedną trzecią wartości wkładu.
Musiałam tego dokonać, musiałam jakoś uzbierać tyle pieniędzy ile było potrzeba na mieszkanie typu M-4 bo o takie zmierzałam się ubiegać.
Książeczkę mieszkaniową już miałam i była na niej jakaś niewielka kwota.
Przede mną było nie lada wyzwanie, musiałam na niej zgromadzić naprawdę dużo peniążków.
Nie wiedziałam jak to zrobię ale wiedziałam że zrobię, muszę.
Ja naprawdę musiałam to zrobić.
Moje rodzeństwo nie było chyba zadowolone z faktu że staję na nogi.
Byłam już wtedy rencistką miałam więc niewielką ale jednak rentę. Pracowałam, od Karola dostawałam zasądzone przez sąd alimenty.
Spłacałam kredyt w banku i pożyczkę z kasy zapomogo - pożyczkowej w pracy. Gdy któraś się skończyła brałam kolejną żeby jak najprędzej uzbierać wymaganą przez Spółdzielnię kwotę żeby zostać jej członkiem.
Tak jak już powiedziałam moje rodzeństwo uważało chyba że mam za dobrze bo pomiędzy mną a moją mamą zaczęło dochodzić do nieporozumień i działo się tak zazwyczaj po odwiedzinach któregoś z nich. Było coraz gorzej chociarz we wszystkim ustępowałam i na wszystko się godziłam.
Zdarzało się że wychodziliśmy z domu i przez kilka godzin chodziliśmy ulicami bo nie mieliśmy się gdzie podziać.
Pomimo tego co przeżywaliśmy u moich rodziców nie mogliśmy wrócić do naszego domu. Ani ja ani dzieci nie chcieliśmy tego.Strach był silniejszy.
Stres w jakim ciągle żyliśmy doprowadził do tego że któregoś dnia z pracy zabrała mnie karetka pogotowia. Diagnoza - stan przedzawałowy. Pamiętam to dobrze, moja mama nawet do mnie nie zajrzała, nie zapytała co mi jest. Syn biegał do apteki, do pracy zanieść zwolnienie i robił zakupy, i oczywiście chodził do szkoły. O 6 lat młodsza od niego Mariola czuwała przy mnie i podawała jeśli było mi coś potrzebne.
Członkiem Spółdzielni byłam już dość długo ale mimo wszystko jeszcze za krótko żeby dostać upragnione mieszkanie.
Zaczęłam chodzić, prosić, błagać. Do różnych ważnych urzędów, KOMITETU, PIERWSZEGO SEKRETARZA PARTII.
Zadziałało, pomogli mi, dostałam upragnione mieszkanie.
Wprawdzie nie M-4 jakie mi się należało tylko M-3. ale bylo mi obojętne.
MIELIŚMY UPRAGNIONE MIESZKANIE.
Mogliśmy żyć normalnie.
U siebie,  w spokoju......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz