wtorek, 10 marca 2015

STARA KOBIETA.



Stara, ciężko chora kobietą nie ma juz marzeń.
Nie, właściwie ma.
Jeszcze przed chwilą miałam napisać że marzeniem tej kobiety jest przynajmniej troszkę mniej cierpieć.
Teraz wiem że ważniejszy jest spokój.
Pewnie że fajnie byłoby cierpieć mniej ale wiem że w tych wszystkich chorobach które zagnieżdziły się w starym udręczonym człowieku jest to niemożliwe.
Bóle, to drętwienie można zmniejszyć lekami. Zmniejszyć,  nie zlikwidować, to byłoby zbyt piekne. I stary człowiek robi to, pożera, te wszystkie leki do maksymalnie dozwolonej dawki.
O wiele trudniej znależć lek na upragniony spokój.
Niestety, takiego leku nie ma.  Upragniony spokój jest osiągalny bez jakichkolwiek leków.
Zgoda, zrozumienie drugiej osoby.  Przysłowiowe przymknięcie oka na jej wady. Nieopatrznie powiedziane słowo.  Najgorsze jest przypominanie, wypominanie. Wyciąganie jak ze starej zużytej skarpety czegoś co ktoś kiedyś, dość dawno temu w nerwach i uniesieniu niepotrzebnie powiedział.
Stara kobieta wspomina.
Samotność.
Zawsze była sama. I choc miała męża,  sama ciągnęła ten kierat.
Teraz, gdy to wspomina, dziwi się jak znalazła na to siły.
Praca zawodowa, prowadzenie domu, wychowywanie dwojga dzieci. Mąż niby jest ale tak naprawdę nigdy go nie ma, przecierz pracuje w delegacji.
Wszystkie te obowjązki spoczywają na barkach jednej słabej kobiety.
To co szumnie nazwane jest mieszkaniem, to jedno pomieszczenie o powierzchni 13m/2. Wilgoć, grzyb, brak wody, w takich warunkach wychowywała dwoje dzieci. Sama.
Nie może zrozumieć terażniejszych kobiet narzekających na ciężkie życie.  Wydaje jej się że one tak narawdę nie wiedzą co to jest ciężkie życie. Może nie wszystkie ale w większości.
Mają ładne często wielopokojowe mieszkania wyposażone w ciepłą i zimną wodę. Łazienka, ubikacja, wszystko to w mieszkaniu. Mają automatyczne pralki. Śmiać jej się chce gdy słyszy jak narzekają że muszą jeszcze wyprać. Wyprać?
Przecierz teraz pranie to włożenie brudnej n.p. pościeli do pralki, potem wyjęcie jej i rozwieszenie żeby wyschła. No, powieszenie to faktycznie jest już jakaś praca.
Wspomina jak u niej wyglądało pranie.
Trzeba było najpierw przynieść drzewa i węgla żeby rozpalić w piecu. Potem nanosić wiadrami wody z drugiej ulicy, było trochę pod górkę ale tam była najbliższa studnia. Nagrzać wody na pranie i można było już prać. Samo pranie to już pestka, miała przecierz pralkę "Franię" i to ona prała. Gorzej już było z wygotowaniem pościeli. Jak trudno było postawić na kuchni kocioł pełen wody z proszkiem i pościelą. Jakoś postawiła ale o wiele gorsze było, gdy już pranie się wygotowało zdjęcie tego wrzątku z kuchni na podłogę. Zdejmowała ale teraz sama się dziwi że dawała radę.
Potem już tylko wyprać po gotowaniu, płukanie, krochmalenie, cały czas przy tym trzeba było wiadrami przynosić czystą wodę a wylewać brudną.
Jeszcze tylko zanieść tą upraną pościel na strych i rozwiesić żeby wyschła.
Były też dzieci którym bez względu na to że było pranie trzeba było przygotować posiłek, uszykować czyste ubranka jednemu do szkoły drugiemu do przedszkola. Te dzieciaczki i tak radziły sobie same podczas gdy mama to wszystko robiła.
A rano, dzieci do szkoły i przedszkola a sama do pracy
Taki jest wycinek z życia starej, chorej kobiety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz