niedziela, 12 kwietnia 2015

ROZSTANIE



Boże mój,
Boże.
Dlaczego na to pozwalasz?
Dlaczego pozwalasz na to żebym teraz,  gdy drąży mnie nieuleczalna choroba, tak bardzo cierpiała?
Cierpienie duszy.
Kiedyś, gdy spotykałam się z takim określeniem nie zwracałam na to specjalnej uwagi.
Teraz wiem, teraz czuje jak cierpi dusza.
Uwierzyłam, wybaczyłam, zapomniałam. Nie, zapomnieć się nie da, trzeba tylko nie myśleć, nie przywoływać tego co już minęło i nie można tego zmienić.
I staram się,bardzo się staram. Tylko albo ludzie albo jakieś wydarzena przywołują to co było.
Gdy po latach lekkiego życia jakie Karol prowadził. Gdy byliśmy już rozwiedzeni. Gdy dzieci były  dorosłe. Gdy byliśmy już dziadkami bo na świat przyszedł Damian, Karol pojawił się.
Ciężko chory. wychudzony, ćwierć człowieka.
Jak tu nie wybaczyć?
Byłam wtedy pełną energii kobietą w średnim wieku
Karol trafia do szpitala na długie 3 czy 4 miesiące.
Choroba okazuje się nie tylko ciężka ale i zakażna.
Nie zważam na nic, nie myślę o sobie. Jest chory, trzeba przy nim być.
Chociaż do szpitala jest dość daleko jestem u niego prawie codziennie, przez czas jego pobytu w szpitalu może uzbierałoby się z 5 dni gdy u niego nie byłam.
Dwa razy w tygodniu zmieniam brudną, przepoconą i pełną zarazków, bakterii bieliznę na tą którą przywożę - czystą.
Leczenie okazało się skuteczne.  Wyzdrowiał.
Nastały piękne dni.
Jak ja się cieszyłam.
Tak sobie myślałam "młodość nam nie wyszła ale starość mamy piękną?"
Żyliśmy zgodnie jak najlepsi przyjaciele.
Odwiedzaliśmy się, były wspólne obiady, raz u nas raz u niego. Nie afiszowałam się z tym jakoś specjalnie ale też nie ukrywałam bo niby dlaczego?
Nie pomyślałam tylko że moje szczęście, moja radość może być dla kogoś przysłowiową "solą w oku". Nawet nie zauważyłam momentu od kiedy coś zaczęło się zmieniać.
Pierwsze stopniowo znikały nasze wspólne rodzinne obiady.
Byłam tym trochę zdziwiona, zaskoczona ale Karol tłumaczył się że ma już trochę lat i jest to  ponad jego siły szykowanie takich większych obiadów.
Jaka ja byłam naiwna, pamiętam że było mi strasznie głupio narażając tak jego zdrowie. Dlatego chyba trochę póżno dotarło do mnie że my już się prawie nie odwiedzamy. Zauważyłam tylko że co jakiś czas coś mu w domu przybywało a gdy o to pytałam,  mętnie tłumaczył że od kogoś dostał.
Od razu wiedziałam od "kogo"dostał jeśli jego kontakty poza nami ograniczały się do Janki.
Tradycyjnie odwiedzaliśmy się w imieniny i urodziny i to było wszystko.To samo stało się z naszymi rozmowami telefonicznymi. Normalne było że Krol dzwonił do mnie dwa razy dzienie - rano i wieczorem. Te rozmowy też zaczęły znikać a ja durna pytałam go jeszcze co jest powodem. Też coś mętnie tłumaczył.
Kilka dni po NOWYM 2014  ROKU Karol zamilkł całkiem.
Znowu jak idiotka próbowałam szukać powodu a przecież powód znany jest od lat "Janka".
Przed osobami niezorientowanymi oboje udajemy ale dziś postanowiłam. Dosyć udawania. Przynajmniej ja, nic już nie będę udawała.
Jednego tylko nie mogę zrozumieć, co takiego ona ma a ja tego nie mam. Albo inaczej - co takiego jest w niej że widząc jej zło, znając jej niecne postępki lgną do niej jak przysłowiowe muchy do miodu a ode mnie choć doskonale pamiętają fakty z mojego życia. Pamiętają że nigdy nie zostawiłam bez pomocy kogoś kto jej potrzebował nawet kosztem własnych spraw, jednak to ode mie odwracają się.
Weżmy dla przykładu Karola.
Całkiem sama, bez jego pomocy wychowałam mu dwójkę dzieci cały czas pracując zawodowo.
Wychodziłam, wybłagałam, wyprosiłam, naprawdę ładne mieszkanie w którym teraz mieszka.
Byłam przy nim w najtrudniejszym momencie jego życia narażając swoje podczas gdy Janka zrobiła to tylko jeden raz, uprzedzając telefonicznie żeby wyszedł przed budynek ( w samym szpitalu było przecież całe mnóstwo bakterii ). Dzieci wychowałam tak żeby nie miały do ojca żadnej urazy.
Dowodem na to jest fakt że są z ojcem w kontakcie.  Gdy jest taka potrzeba chodzą z nim do lekarzy specjalistów, zapisują, załatwiają sprawy które mogą sprawić mu jakąś trudność. A jednak jakby w podzięce za to wszystko to ode nie a nie od nej odwrócił się. Z tego co czasami do mnie dotrze wiem że żyje im się całkiem dobrze.  Teraz jest im o tyle łatwiej że Janka owdowiała i ma teraz większą swobodę.
Cierpię, cierpię strasznie.
Jest mi z tym tak żle, tak bardzo żle a muszę się starać ukrywać to przed dziećmi. Czuję ten ciężar ktory leży mi na sercu. On tam jest i zalega jak głaz który nie chce zejść. Nie mogę, nie mogę tego okazać. Nie mogę okazać jak to bardzo boli.  Wystarczy że często jęczę z powodu bóli wynikających z moich chorób.
Dlaczego Boże na to pozwalasz?
Dlaczego pozwalasz żeby do cierpienia wynikającego z tych strasznych chorób, ludzie,  na dodatek osoby tak bliskie, takie od których ma się prawo oczekiwać dobrego słowa, wsparcia.
Właśnie tym osobom sprawia jakąś satysfakcję dokopanie cierpiącemu.
Dlaczego pozwalasz na to?


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz