sobota, 8 listopada 2014

" DOCIERANIE SIĘ "



Tak sobie kiedyś myślałam.
Gdyby można było policzyć wszystke dni jakie spędziłam z Karolem będąc jego żoną, nie wiem
czy uzbierałoby się jakieś 5 lat.
Tak naprawdę dopiero od wspólnego zamieszkania młodzi zaczynają poznawać się, "docierać się".
Dotychczas każdy z nich mieszkał ze swoją rodziną, w innym środowisku, z innymi osobami, innymi nawykami.
Wszystko było inne.
Inne osoby, zwyczaje, potrawy.
Teraz trzeba z wielu rzeczy zrezygnować. Coś wprowadzić do wspólnego domu i tworzyć nowy dom.
Swój dom.
Mija trochę czasu, u jednych trwa to krócej u innych dłużej gdy "dotrą" się.
U mnie i u Karola nie było właściwie czegoś takiego. Poza krótkim okresem gdy byłam z nim do urodzenia Marka żyliśmy oddzielnie.  Każdy żył swoim życiem.
Nie było możliwości uzgadniania czegoś, dogadywania się.
Karol przyjeżdżał co jakiś czas na kilka dni zazwyczaj w stanie "wskazującym"  Ciągle coś mu przeszkadzało, nie pasowało.  Nawet w ciągu tych kilku dni dużo czasu spędzał w barze który był obok domu. Wydaje mi się że my oboje marzyliśmy o tym żeby te "wspólne" dni minęły jak najprędzej.
Gdy Karol wreszcie pojechał, mogłam żyć normalnie.
Mogłam upiększać ten nasz domek, mogłam wziąć jakiś kredyt i kupić coś do domu. Chciałam żeby chociaż mały był miły, przyjemny. Taki do którego chce się wracać. I chyba udało mi się to bo osoby z rodziny bardzo chętnie nas odwiedzały. Chyba nawet za chętnie.  Czasami miałam dosyć gości.
Tak mnie więcej "docieraliśmy" się z Karolem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz