czwartek, 14 sierpnia 2014

ŻYCIE.



Czy to kiedyś minie?
Czy ten ciężar który leży na moim sercu pójdzie gdzieś sobie?
Czy poczuję weszcie ulgę?
Tak jest zawsze.
Budzę się i on jest. Staram się przywołać coś pozytywngo, coś miłego, tylko nie ma, nie potrafię znależć czegoś co ucieszy moje serce. Są tylko troski, kłopoty, zmartwienia.
Żeby tylko nie płakać. Tabletka, tabletka na uspokojenie, może pomoże, może ulży.
Tak bardzo cieszyłam się że Damian ma pracę. Boże, jaka ja bylam durna, przecierz to jest alkocholik. On przepija pieniądze których jeszcze nie dostał. Biedny Karol, tak bardzo ucieszył się że jego wnuczek wreszcie pracuje że dał mu wyżywienie. Przecież do pracy nie może iść głodny i tam też musi coś jeść więc Karol daje mu, stwarza Damianowi naprawdę dobre warunki do pracy.
Damian jest szczęśliwy. Rano dziadek daje wszystko co potrzebne do zrobienia kanapek, po pracy wnusiu zjada przygotowany przez dziadka posiłek, odpoczywa no i może już wyruszyć.
Najpierw przychodzi do mnie, jest jeszcze trzeżwy, wie że do mnie nie może przyjść nawet po piwie.
Posiedzi, wyprosi jakieś papierosy,  poogląda w telewizji programy które go interesują, tak jest do chwili gdy jego kumple od piwka już wychodzą z domów. Wtedy Damian też wychodzi. U mnie już raczej nie pojawi się, nie może, jest już pod wpływem. Pije do póżna, zazwyczaj do pólnocy, przed snem coś jeszcze zje. Do pracy wstaje pół przytomny, idzie, a jakże. Nawet pracuje tylko nie wierzę że jego pracodawca i koledzy nie widzą tego jak jest skacowany. Obawiam się że długo to on nie popracuje..
Wczoraj kazałam mu poprostu wyjść, nie mogłam patrzeć na tą jego beztroskę w sytuacji gdy jest bez środków do życia. Wiedziałam że przeczekuje u mnie na swoich kumpli. To jest jego życie. Teraz gdy pracuje "koledzy" chętnie pożyczają mu pieniądze na picie. Przecież pracuje, będzie miał z czego oddać.
Poza tym Damian nie robi nic, kompletnie nic, on się chyba nawet rzadko myje jak więc miałby znależć siły na zrobienie czegokolwiek w domu.
A tak mi obiecywał pomoc, jaka ja bylam durna że mu wierzyłam.  Przecierz jak on mi nie zabierze to napewno nigdy nic mi nie da. Za same papierosy jest mi winien 35zł.
Mam też problem z Mariloką.
Tak bardzo chciałabym z nią porozmawiać tak szczerze od serca, jak mama z córką. Tylko boję się.
Nie boję się mojej córeczki, boję się o nią. Boję się o jej zdrowie a taka rozmowa jest bardzo potrzebna. Tłuką się po mojej głowie myśli - kiedy, kiedy poprosić ją o rozmowę. Jak to zrobić żeby ona zrozumiała że nie chcę tego z jakiejś złej woli, że chcę tylko jej dobra, że jeśli jest to możliwe bardzo chcę jej pomóc bo czasami rozmowa, taka spokojna rozmowa i jakaś rada, rada osoby która w swoim długim życiu często znajdowała się w różnych sytuacjach i to życie nauczyło ją dużo. Tak bardzo chciałabym jej przekazać, nauczyć, podpowiedzieć.
Może piszę to nieskładnie, może niezbyt pięknie ale chyba nie jest to najważniejsze.
Ja tak bardzo chciałabym żeby moja córeczka uwierzyła,  uwierzyła mi że nigdy nie zrobię niczego co mogłoby jej zaszkodzić. Wręcz przeciwnie, zrezygnuję ze wszystkiego co może pomóc mnie żeby tylko moje dziecko było szczęśliwe.
Porozmawiajmy coreczko.
Są jeszcze te kłopoty, kłopoty wynikające z życia, z naszego trudnego życia.
Szukam i nic
. Nie znajduję nic co sprawiłoby mi radość, co wywołałoby uśmiech na mojej twarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz